STACJA ANIELKÓW

STACJA ANIELKÓW

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Mama wróciła do pracy

Dziś wróciłam do pracy, co prawda na trzy dni na razie i po 7 godzin dziennie jako matka karmiąca, ale nerwów moich było troszkę. Okazało się jednak, że niepotrzebnie. Te trzy dni Aniela zostaje ze swoim tatą, od 19 stycznia, kiedy już na stałe wrócę do pracy, będą się nią opiekować moi rodzice.

A co u nas poza tym? Aniela siedzi, nie siada sama, ale potrafi już jakiś czas utrzymać równowagę podpierając się jedną ręką, a drugą sięgając po zabawki :)

Rozszerzanie diety trwa, czeka nas jednak wizyta u alergologa (tym razem już prywatnie, bo czekać do marca na wizytę nie możemy), ale o tym postaram się napisać jutro post :)

niedziela, 21 grudnia 2014

6 miesięcy Anieli

Dziś Aniela kończy 6 miesięcy. Ostatnio świąteczne przygotowania zabierały nam większość czasu, ale trzeba zrobić małe podsumowanie.

Waga: 6600 g (coraz słabiej przybiera :/)
Wzrost: 69 cm
Zęby: 0

Umiejętności: próbuje siadać, ale jeszcze samodzielnie nie siedzi, zaczyna przewracać się z brzuszka na plecy, leżąc na brzuszku obraca się wokół własnej osi i zaczyna pełzać

Drzemki: zazwyczaj 3 w ciągu dnia (około 10, 13, 16)
Pobudki w nocy: 2 (jak dobrze pójdzie), choć od jakiegoś czasu trudno znaleźć prawidłowość

Jedzenie: to nadal bardzo trudny temat, nadal jest niejadkiem, Nutramigen zastąpiliśmy Enfamilem 0-lac, choć nadal mam wątpliwości, czy nie ma alergii na białko mleka krowiego. Zaczęliśmy rozszerzanie diety, za nami marchewka i ziemniaczek - miłości do tych warzyw raczej nie było widać :) Dziś też była kaszka ryżowa, a wieczorem zauważyłam wysypkę na buzi i torsie - alergia na ryż? Sprawdzimy...

Najpiękniejsze chwile minionego miesiąca: Odwzajemniane całuski :)

Choinka przyciąga uwagę :)

piątek, 12 grudnia 2014

Rozszerzanie diety i akcesoria

Dziś Aniela po raz pierwszy spróbowała czegoś innego niż mleczko - dostała aż całe pół łyżeczki kaszy manny rozrobionej w mleku mamy :) Co prawda wybrałam niezbyt dobry moment, bo Aniela była już śpiąca, ale byłyśmy umówione z dziadkami na zakupy, była już zbyt śpiąca, żeby dokończyć ostatnią łyżeczkę. Mimo tego, pierwszą próbę należy uznać za udaną :) Aniela chętnie smakowała coś nowego. Jak do tej pory nie zauważyłam żadnych objawów alergii na gluten i mam nadzieję, że ich nie będzie. Pojutrze spróbujemy kaszkę jeszcze raz, jeśli wszystko będzie ok, to dwa dni później planuję w końcu pierwszą marchewkę. 

Do rozszerzania diety przygotowywaliśmy się wcześniej, miseczki, łyżeczki, a nawet kubek treningowy kupiliśmy już jakiś czas temu, ale do tej pory stały bezużyteczne - najpierw czekaliśmy na wizytę u alergologa, potem, zgodnie z jej zaleceniami, testowaliśmy enfamil 0lac, i musieliśmy się wstrzymać. Dawno widziałam, że Aniela jest gotowa na rozszerzanie diety, podawanie Delicolu nauczyło już dawno Anielę "obsługi" łyżeczki :)

Dziś przyszło też krzesełko do karmienia dla Anieli. Po przejrzeniu opinii w internecie i obejrzeniu kilku "na żywo" zdecydowaliśmy się na Chicco Polly 2 in 1. Zobaczymy jak się sprawdzi w praktyce. Aniela była bardzo zadowolona z pierwszego użytkowania:







piątek, 5 grudnia 2014

Chlup chlup!

W pierwszych tygodniach życia Aniela zdecydowanie nie lubiła kąpieli. Przeraźliwy płacz towarzyszył temu rytuałowi codziennie. Pamiętam, jak położna, kiedy przyszła pierwszy raz w czasie kąpieli z przerażeniem w oczach powiedziała, żebyśmy nigdy nie próbowali kąpać Anieli głodnej... 

Aż pewnego dnia córcia stwierdziła, że przebywanie w ciepłej wodzie jest przyjemne :) Wczoraj zaś uparci rodzice, powtarzający od ponad 5 miesięcy codziennie, że "chlup chlup" jest fajne, w końcu doczekali się prawdziwego chlup ręką w wykonaniu swojej córeczki :) A szalona mama już nie może doczekać się, kiedy Aniela zacznie w wanience potrzebować zabawek i planuje już, że może Mikołaj przyniesie jakieś cudeńka, tylko jakie będą najlepsze, a właściwie najciekawsze dla maluszka?

sobota, 29 listopada 2014

Jestem głupia...

Jestem głupia, łudziłam się bowiem, że trafię na kompetentnego lekarza, który wyjaśni mi wszystkie kwestie związane z nietolerancją laktozy i alergiami Anieli. A wczorajszą wizytę u alergologa nazwać mogę porażką :/ Poza rozpisaniem próby wprowadzenia w miejsce Nutramigenu mleka Enfamil 0lac, aby sprawdzić, czy Aniela ma alergię na białko mleka krowiego, nie dowiedziałam się nic. No poza tym, że miesiąc mam czekać z wprowadzaniem innych pokarmów... Kolejna wizyta 2 marca, a ja nie dowiedziałam się nic oprócz tego, że każdy noworodek na początku ma nietolerancję laktozy - to czemu moje dziecko od 2 tygodnia życia jest dokarmiane Nutramigenem a inne nie? Ehh, rozżaliłam się znów bardzo, a wydawało mi się, że już pogodziłam się, że na samym cycusiu moja córcia nie będzie :(

Zbliża się czas mojego powrotu do pracy, więc chyba zamiast się zadręczać dokarmianiem mm, powinnam myśleć, jak zorganizować żywienie mojego maluszka od tego momentu...

czwartek, 27 listopada 2014

Wycieczka

Aniela była na dwudniowej wycieczce w stolicy :) Mama brała udział w ważnej konferencji, a córcia w tym czasie z tatą zwiedzała Warszawę, odwiedzała rodzinę i znajomych rodziców i kupowała z tatą części do samochodu w Otwocku :) 

To były dość intensywne i męczące dwa dni dla całej naszej trójki. Ja męczyłam się z pełnymi piersiami i brakiem czasu i możliwości ściągnięcia, tata męczył się z atakami płaczu Anieli i kombinowanym przewijaniem i karmieniem dziecka, Anielę wykańczała z kolei tęsknota za cycusiem i średnio wygodna pozycja w foteliku samochodowym. Na szczęście w domu szybko wszystko wróciło do normy :) Choć w sumie wyjazd można uznać za całkiem udany.

To nie była pierwsza wycieczka Anieli, ale pierwsza z nocowaniem poza domem (nie licząc pobytu u dziadków). Ponieważ zakręceni rodzice (może z racji na wczesną porę wyjazdu - 5:30) zapomnieli torby z ciuchami, to córcia nie spała w piżamce, a w ciuszkach, które na szczęście mama przezornie wozi w jej "codziennej" torbie - co to była za frajda spać całą noc pomiędzy rodzicami i w dodatku z bosymi stopami :D

Szkoda tylko, że przez maminy stres przed wystąpieniem i brak czasu, pobyt w Warszawie nie został uwieczniony na fotografiach... :/ Nauczka na przyszłość - o czym trzeba pamiętać.

piątek, 21 listopada 2014

5 miesięcy Anieli

Dziś moja córcia kończy 5 miesięcy!

To niesamowite, jak przez te kilka miesięcy zmieniła się z nieporadnego noworodka w taką dużą, kontaktową i upartą dziewczynkę :)

Waga: 6300g
Wzrost: 67 cm
Zęby: 0

Umiejętności: przekładanie zabawki z ręki do ręki, przewracanie się z placów na brzuszek, chwytanie stóp i przyciąganie do buzi, samodzielne podnoszenie się do siadania, siadanie trzymana za rączki.

Drzemki: zazwyczaj 3 w ciągu dnia (około 10, 13, 16)
Pobudki w nocy: 2  - około 2, potem między 5 a 6, wstaje zazwyczaj ok 8

Jedzenie: to trudny temat, niejadek je teraz 6-7 razy, ale małe porcje, co drugie karmienie Nutramigen (max 90 ml jednorazowo). Dieta nadal nie jest jeszcze rozszerzana.

Najpiękniejsze chwile minionego miesiąca: głośny śmiech podczas zabawy z psem :)

Dzisiejsza mina dziecka widzącego pierwszy raz w życiu padające duże płatki śniegu - bezcenna!

środa, 19 listopada 2014

Nurtujące pytania

Od kiedy dowiedzieliśmy się, że Aniela ma nietolerancję laktozy (czyli od 2. tygodnia życia) wciąż poszukuję odpowiedzi na pytanie "Jak wygląda normalna kupa niemowlaka?", a właściwie, usiłuję ustalić, czy kupa mojego dziecka jest w końcu normalna... Czasem mam już dość i walki o karmienie piersią, i Nutramigenu... Co jakiś czas jak bumerang wraca do mnie poczucie, że swoim uporem mogę krzywdzić córkę :/ 

Obserwacja pieluszki dziecka przeradza się w obsesję. Czy dość rzadki, koloru musztardowego stolec z grudkami niestrawionego mleka jest prawidłowy? Czy pojawiający się co którąś pieluszkę śluz jest bardzo niebezpieczny dla dziecka? Czy powinnam zrezygnować z karmienia piersią, kiedy co drugie karmienie Nutramigenem nic nie zmienia?

Ratunku! Niby tyle już się o tym wszystkim naczytałam, a dalej czuję się głupia?

poniedziałek, 17 listopada 2014

Żelazo

No i odebraliśmy wyniki. Na szczęście Aniela anemii nie ma, ale pani doktor zaleciła suplementację żelazem, bo jego poziom jest blisko dolnej granicy :/ Poza tym są jakieś niewielkie odchylenia w wynikach badania krwi, ale nic poważnego nie widać. Zobaczymy, co te wyniki powiedzą pani alergolog...

sobota, 15 listopada 2014

Jestem dumna

Jestem dziś bardzo dumna z mojej córeczki. Rano byliśmy na pobraniu krwi, a Aniela nawet nie pisnęła. Siedziała cierpliwie na moich kolanach i czekała aż pielęgniarka skończy. Pod koniec troszkę zaczęła dawać znać, że już może starczy tej jednej pozycji :)

Jestem też szczęśliwa, że Aniela nie zaraziła się od rodziców i nie ma żadnej infekcji - kiedy i mama i tata narzekają na ból gardła i wciąż zatkany nos. Wierzę (albo wmawiam sobie), że warto było zawalczyć o karmienie piersią, bo na pewno temu zawdzięczamy odporność Anielki :)

Nigdy wcześniej nie myślałam, że takie drobne rzeczy potrafią tak cieszyć... Uwielbiam macierzyństwo!

piątek, 14 listopada 2014

Blogosfera Canpol Babies

Postanowiłam dołączyć do blogosfery Canpol Babies. Chętnie wezmę udział w testowaniu różnych produktów. Zachęcam także czytelników do rejestracji: http://canpolbabies.com/pl/blogosfera.
Myślę, że możliwość testowania różnych produktów jest ciekawą inicjatywą, a wystawiane na blogach opinie są wiarygodne - może to przynieść więc wiele korzyści innym rodzicom :)

Dołączając dziś do blogosfery do testowania są laktatory elektroniczne EasyStart. Biorąc pod uwagę moją dotychczasową "przyjaźń" z laktatorem ze względu na Anieli nietolerancję laktozy, chętnie sprawdziłabym proponowany produkt :)

A jednak są jeszcze uprzejmi ludzie

Kiedy byłam w ciąży dwa razy zdarzyło się, że ktoś chciał mi ustąpić miejsca w kolejce w sklepie. Czułam się dobrze, więc nie narzekałam na znieczulicę. Inaczej jest teraz - nie chodzi przecież o moją wygodę, a o samopoczucie niemowlęcia. Kiedy dziś w Aptece kilka osób z kolejki głośno mówiło, żeby pani z dzieckiem została obsłużona w pierwszej kolejności, naprawdę moja wiara w ludzi wróciła :)

Dodać muszę, że to jedna z najtańszych aptek w mieście, dlatego zawsze są w niej długie kolejki - rzadko do niej chodzę, choć jest blisko domu, ale musiałam kupić Delicol, a w aptece, w której zazwyczaj się zaopatrujemy akurat go nie było.

Dziękuję więc miłym paniom z kolejki za troskę o dzidziusia, bo przecież o tej porze roku tyle zarazków w tej aptece jest... :)

czwartek, 13 listopada 2014

Szczepienie i Poradnik żywienia niemowląt

Za nami kolejne szczepienie. W połączeniu z zarysowującymi się zębami (jak to określiła nasza pani doktor) dały mamie ciężkie popołudnie :/ A ironia losu oczywiście musiała sprawić, że tata był po południu na szkoleniu, na które sama go namówiłam :)

O dziwo po samym zastrzyku Aniela nie płakała tak długo, jak poprzednio. Poza szczepieniem ważna była sama wizyta u lekarza. I niestety, tak jak się obawiałam, Aniela nie przybrała rewelacyjnie - 420 g przez ponad miesiąc :/ 28 listopada mamy pierwszą wizytę u alergologa, więc i tak potrzebne było skierowanie na badanie krwi i moczu, ale pani doktor poleciła od razu zrobić także żelazo. Staram się nie martwić na zapas, na razie będziemy próbować złapać siusiu :) 

Przy okazji zapytałam lekarkę o rozszerzanie diety. Uznała, że skoro Aniela częściowo nadal musi być karmiona Nutramigenem i w dodatku ma słaby apetyt oraz kiepsko przybiera to należy zacząć wprowadzać powoli inne pożywienie. Postanowiłam, że wstrzymam się z tym do czasu wizyty u alergologa (Aniela będzie miała wtedy 5 miesięcy i 1 tydzień), zobaczymy czego dowiemy się w tej Poradni. Na razie jutro spróbuję zrobić test, czy wysypie córcię, kiedy zjem żółtko (po całym jajku wysypka pojawia się po kilku godzinach). 

Zbieg okoliczności sprawił, że dziś rano włączyłam telewizor, kiedy w "Pytaniu na śniadanie" trwała rozmowa o nowej publikacji "Poradnik żywienia niemowląt" (do ściągnięcia np. na www.1000dni.pl). Oczywiście musiałam ją już dziś przejrzeć :) Generalnie - upewniłam się w tym, co wymyśliłam kilka dni temu odnośnie diety: w 6. miesiącu zacznę Anielę zapoznawać z nowymi smakami. Najpierw po odrobince warzywa pojedynczo, później owoce, a mleko ograniczymy dopiero kiedy córcia skończy pół roku.

Na razie mam nadzieję, że nie będzie potrzebna teraz suplementacja żelaza :/

poniedziałek, 10 listopada 2014

Skąd ten płacz?

Przekonuję się, jak w życiu małego dziecka ważna jest rutyna i stabilizacja. Aniela źle znosi każde zaburzenie naszego dziennego rytmu, nie mogę powiedzieć, że nie lubi jeździć w gości, ale kiedy nie zdrzemnie się w swoich stałych porach, jest później nieznośna. Sporo czasu zajęło nam poznanie się na tyle, by ułożyć idealny plan dnia, czasem niestety, mimo szczerych chęci, nie udaje się go zrealizować, no i bywa ciężko. Zmęczona córcia zamiast zasnąć, zaczyna płakać coraz głośniej... A głośno płakać to ona umie :)

Ostatnie dni były znów jakieś trudniejsze i marudniejsze. Znów było obrażanie się na cycusia, apogeum miało miejsce wczoraj wieczorem, kiedy ani jeść, ani spać, ani się przytulać nie chciała... No i ten twardy brzuszek - już kilka razy dokładnie analizowałam, co jadłam w ciągu ostatnich kilku dni i nie mam pojęcia, co mojej biedulce zaszkodziło. Dziś na szczęście wstała znów z uśmiechem na twarzy, więc mam nadzieję, że będzie już lepiej.

Ostatnio znów bawiłam się w fotografa:





środa, 5 listopada 2014

Utrata wagi

Przez całą ciążę przytyłam ok. 15 kg. Owszem znałam swój organizm i wiedziałam, że gdybym mocniej sobie pofolgowała, to szybko przybrałabym na wadze. Nigdy nie byłam szczupła, a wręcz od dziecka zmagałam się z kompleksami dotyczącymi mojego wyglądu - pamiętam, że jak byłam mała domownicy nazywali mnie pieszczotliwie "Bulinka". Oczywiście w czasie ciąży nie odchudzałam się, ale z racji na cukrzycę musiałam kontrolować to, co jadłam. Na moje szczęście nie miałam jakiś wyjątkowych zachcianek i nie czułam potrzeby jedzenia "za dwoje". 

Nie spodziewałam się jednak, że tak szybko stracę wagę po porodzie. Niecałe trzy miesiące po urodzeniu Anieli ważyłam już 5 kg mniej niż przed ciążą :) Fakt, że płaczliwość córci wymagała nieraz wyszukanych i długich tańców... No i do tego doszła dieta dla dobra małego alergika, nie dość, że karmiąc piersią w naturalny sposób wiele składników dotychczasowego jadłospisu została wyeliminowana, to zniknął cały nabiał (z powodu nietolerancji laktozy), później też jajka, bo sprawdziłam, że ją uczulają. Zaczynam myśleć, co będzie jak zaczniemy rozszerzać małej dietę, bo na razie to nie jestem w stanie ogarnąć wszystkiego, na co ona reaguje wysypką. 

Pewne jest natomiast, że czuję się lżej po utracie 20 kg :) Na razie waga się zatrzymała i tak mogłoby już zostać, jedynie bebzolek mógłby jeszcze trochę się zmniejszyć, ale na to potrzeba już chyba bardziej popracować.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Codziennie coś nowego

Moja córcia ma 4,5 miesiąca. Wiem, to zabrzmi banalnie, ale po pierwsze nie wiem, kiedy ten czas minął, a po drugie, jak ona się zmieniła... Jeszcze niedawno była taką kruszyną, a teraz ani śni spokojnie poleżeć w ramionach rodziców - przecież wokół jest tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia :)
Niezwykłe uczucia towarzyszą codziennej obserwacji rozwoju swojego dziecka, codziennie dzieje się coś nowego. Dziś na przykład po raz pierwszy złapała palce lewej nóżki i już niewiele jej brakowało, żeby spróbować jak smakują. Niezwykłe jest także wzruszenie, jakie ogrania przy tym za każdym razem matkę... Tak, bardzo kocham moje dziecko! 
Zielona żabka

piątek, 31 października 2014

Początek

Nasz wspólny początek był dość trudny. Moje dążenie do perfekcjonizmu tylko pogłębiało "baby bluesa". Przed porodem wydawało mi się, że jesteśmy przygotowani na wszystko, że nie ma niczego, czego bym nie przemyślała. Karmienie piersią było dla mnie tak naturalne, że w ogóle nie brałam pod uwagę żadnych problemów w tej kwestii. Jak się myliłam... 

Kiedy jeszcze na sali porodowej położna położyła Anielę przy piersi, a moja córeczka ani śniła z niej jeść, nie przyszło mi do głowy, że będziemy o to walczyć przez kilka tygodni, a właściwie miesięcy. Pewnie gdybym nie była tak uparta i nie miała wsparcia wśród najbliższych i w położnej (o której na pewno pojawi się odrębny post), dziś Aniela jadłaby samo mleko modyfikowane. Ale od początku. 

W szpitalu niby przystawiałam Anielę do piersi, ale jako niedoświadczona matka, nie miałam pojęcia, czy dziecko w ogóle je. Nie doczekałam się niestety żadnej pomocy od położnych, mimo, że zgłaszałam im problem. Jedyne co robiły, to same przynosiły butelki z mm i straszyły, że jak dziecko nie będzie przybierać na wadze to nie będzie wypisu. Może gdybym nie trafiła w długi weekend byłoby inaczej, bo od poniedziałku do piątku w szpitalu, w którym rodziłam, jest konsultantka laktacyjna - doczekałam się na nią godzinę przed wypisem... 

Wróciliśmy do domu. Miałam tak zniszczone brodawki, że przy każdej próbie karmienia łzy same płynęły mi po policzkach, a zachowanie Anieli bynajmniej nie dodawało otuchy. Już w szpitalu po płaczu poznawałam, kiedy położne niosły po badaniu moje dziecko, w poniedziałek była już taka "żywa", że przynosiły mi ją niezawiniętą, bo nie potrafiły jej ogarnąć. Ogólnie moje dziecko bardzo dużo i głośno płakało, szarpiąc się przy tym niesamowicie. Podobnie wyglądała każda próba karmienia. Moja położna na wykładach w Szkole Rodzenia, które prowadzi, opowiada teraz o Anieli, która mając 7 dni, biła swoją mamę - ona naprawdę okładała mnie rękoma przy każdym zbliżeniu do piersi. Po tygodniu walki usłyszałam: "Trudno Kinga, ściągaj pokarm i karm ją butelką". Postanowiłam nadal próbować i przystawiać małą do piersi, ale trochę zeszło ze mnie ciśnienie. I w nocy stał się cud, Aniela jakby została zaczarowana i postanowiła, że jednak będzie jadła cycusia. Jeszcze kilka dni trwało, żebyśmy się nauczyły razem jedzenia cycusia, ale udało się. Na mojej twarzy, po myślach już typu "co ze mnie za matka, skoro nie umiem własnego dziecka nakarmić?", znów pojawił się uśmiech.

Nie nacieszyłam się jednak zbyt długo, bo kiedy Aniela miała 2 tygodnie, wysypało jej całą buzię. Pediatra widząc ją poprosiła o zrobienie testu Kerrego, ale od razu mówiła o nietolerancji laktozy. Kiedy test potwierdził diagnozę, lekarka kazała wprowadzić co drugie karmienie Nutramigen. Dopiero co oduczyłyśmy się butelki i znów trzeba było do niej wrócić... Biłam się z myślami, ale widząc strzelające kupy, wysypaną buzię i prężenie się mojego dzidziusia, nie miałam wyjścia. No i zaczęła się zabawa, która właściwie trwa do dzisiaj. Przed każdym karmieniem piersią ściągałam pierwsze 20 ml mleka, które zawiera najwięcej laktozy i podawałam Delicol. Z Nutramigenem eksperymentowaliśmy, najpierw był co drugie karmienie, potem co trzecie, bo od razu zbyt duża dawka powodowała zaparcia. Dziś już nie ściągam, Delicol podaję nadal, a Nutramigenu Aniela je ok 120 ml dziennie (w dwóch lub trzech porcjach). Kiedy w połowie września dziecko zaczęło się znów mocno buntować przeciwko piersi, a moja laktacja szybko na to zareagowała, na 1,5 tygodnia zrezygnowaliśmy z Nutramigenu i powtórzyliśmy test Kerrego. Nietolerancja była nadal ++++, a niemijająca biegunka spowodowała, że pogodziłam się z tym dokarmianiem. Oczywiście od początku jestem na diecie bezmlecznej, później zauważyliśmy, że córcia jest uczulona także na jajko. Pod koniec listopada mamy wizytę u alergologa, bo to na pewno nie jedyne jej alergie. Nie dziwi mnie to, bo oboje z mężem jesteśmy alergikami, mąż zresztą jako dziecko też miał nietolerancję laktozy i wychował się na Nutramigenie. 

Tak w skrócie wyglądały nasze dotychczasowe perypetie z jedzeniem. W skrócie, bo szukając pomocy wiele razy konsultowaliśmy się z położną, byliśmy prywatnie na wizycie u znanego w mieście pediatry, po wrześniowej próbie zrezygnowania z Nutramigenu byliśmy nawet u gastrologa. Ale najważniejsze, że mimo różnych głosów wokół, nie poddałam się, moja córka dostaje ode mnie wartości mleka matki, a ja czuję się w 100% spełnioną mamą. Trudno pewnie sobie komuś innemu wyobrazić, jaką radość i satysfakcję poczułam, kiedy po ponad 4 miesiącach, doczekałam się zamiast płaczu na widok cycusia uspokojenia z możliwości ssania :) Dziś jestem pewna, że warto było o karmienie zawalczyć!

czwartek, 30 października 2014

Ciąża i poród

Okres ciąży był dla mnie magicznym czasem pełnym różnych emocji. Ciążę znosiłam bardzo dobrze, przez pierwsze trzy miesiące przytyłam 3 kg - miałam tylko delikatne mdłości, później waga stanęła na dłuższy czas (w sumie przytyłam około 15 kg). Przyczyniła się do tego na pewno dieta, test obciążenia glukozą pokazał, że borykam się z cukrzycą ciążową. Dokładnie pilnowałam więc tego, co jadłam (choć zdarzały się też małe grzeszki), byłam pod kontrolą diabetologa, mierzyłam cukier według zaleceń i kiedy 3 miesiące po porodzie powtórzyłam krzywą cukrową, okazało się, że już wszystko jest w porządku. Bałam się, że już zawsze będę walczyć z cukrem tak jak moja mama. 

Około 20 tygodnia ciąży zaczęły się skoki ciśnienia, na szczęście obyło się bez leków, poleżałam 2 tygodnie w domu i wszystko wróciło do normy. Przez całą ciążę czułam się na tyle dobrze, że pracowałam jeszcze 2 tygodnie przed przewidywanym terminem porodu. To zabawne, bo wcześniej myślałam, że całą ciążę spędzę w domu, będę na siebie chuchać i dmuchać, a w rezultacie wolałam być w pracy, gdzie nie miałam zbyt dużo czasu zastanawiać się, co mnie boli i dlaczego. Oczywiście w grę wchodziła też kwestia finansowa, pracowałam akurat dodatkowo przy projekcie, gdzie wynagrodzenie otrzymywałam za faktycznie przepracowane godziny.

Termin porodu, zarówno z miesiączki, jak i z USG w pierwszych miesiącach, został ustalony na 2 lipca 2014 r. Od połowy ciąży czułam, że nie dochodzę do tego terminu. Kiedy na początku czerwca lekarz powiedział, że, biorąc pod uwagę starzejące się już łożysko, urodzimy prawdopodobnie wcześniej. 20 czerwca (piątek po Bożym Ciele) z mężem urządziliśmy w domu pierogarnię, od kilku dni przygotowywałam dietetyczne dania, które przezornie mroziłam na wypadek braku czasu na gotowanie po porodzie. Po południu czytałam Listy Adama Mickiewicza z Konstantynopola, aby przygotować referat na konferencję w listopadzie. Nagle o godzinie 18 poczułam dziwne ukłucie i jakbym usłyszała delikatnie pęknięcie. Wystraszyłam się, choć już czułam, co to było. Delikatnie podniosłam się z kanapy i pobiegłam do toalety - zaczęły odchodzić mi wody...

Najpierw wpadliśmy w panikę, zadzwoniłam do siostry i rozpłakaam się, że w ogóle nie wiem co mam robić. Kiedy trochę się uspokoiłam, poszłam pod prysznic, przygotowałam się i pojechaliśmy do szpitala, po drodze zostawiając siostrze klucze od mieszkania, żeby wyprowadziła psa. Była 19.

W szpitalu zdziwiło nas najpierw pytanie położnej do lekarza, czy przyjąć nas - mieliśmy w ręku zestaw do pobrania krwi pępowinowej, zgłosiliśmy, że będziemy rodzić w szpitalu uniwersyteckim, więc właściwie musieli nas przyjąć. Ponieważ wody się sączyły, lekarz na Izbie Przyjęć po badaniu skierował mnie na porodówkę. Oczywiście mąż przez cały czas był już ze mną. Tam, po przeprowadzonym dwa razy tym samym wywiadzie - najpierw położna, potem lekarz zadawali te same pytania (po co?), usłyszeliśmy, że akcja porodowa się nie zaczęła jeszcze, więc trochę to na pewno potrwa. Po jakimś czasie zaczęłam czuć bóle w dole pleców, najpierw co kilkanaście minut, potem coraz częściej. KTG nic jednak nie pokazywało. Około 22 zawieźli mnie na USG, żeby sprawdzić, czy to nie był jednak fałszywy alarm. Niewiele jednak było widać, bo odpłynęły już prawie wszystkie wody. Ustalono, że jeśli do północy nic się nie będzie działo, to dostanę oksytocynę. Nikt jednak nie reagował na to, że ja mam już częste i silne skurcze krzyżowe... Kiedy ból był już wyjątkowo silny, poprosiłam o znieczulenie, niestety na anestozjologa czekałam blisko 2 godziny, kiedy w końcu dotarł, ja miałam już skurcze parte. Położna przestraszyła się, kiedy mnie zbadała, bo szyjka nie była jeszcze gotowa, kazała mi więc trzymać i powstrzymywać parcie, a to nie było łatwe. Znieczulenie dało mi chwilę wytchnienia, po czym zaczęła się już szybka akcja i za chwilę (o 2:40) na mojej piersi leżała już Aniela... Dłużej trwało później urodzenie łożyska. Żałuję tylko, że Aniela została tak szybko odcięta od pępowiny i to przez położną, a nie przez męża, ale to ze względu na pobieranie krwi pępowinowej. Aniela leżała na mojej piersi do momentu, kiedy byłyśmy gotowe przejechać na oddział położniczy. Nie płakała, patrzyła nam tylko w oczy. Byłam chyba tak zaaferowana tym, że nasz aniołek jest już z nami, że w ogóle nie pamietam, co wtedy myślałam. Na pewno czułam ulgę, że nasza owinięta wokół szyi pępowiną córeczka urodziła się zdrowa - ważyła 3450 g, mierzyła 59 cm, dostała 10 punktów w skali Apgar.

Bez wątpienia nasza córeczka jest najlepszym prezentem od losu, jaki kiedykolwiek dostaliśmy :*


wtorek, 28 października 2014

Najszczęśliwszy dzień

Mija dokładnie rok, kiedy z mężem na teście zobaczyliśmy upragnione dwie kreski. Niesamowita radość, niedowierzanie i strach - czy wszystko będzie dobrze. To ostatnie uczucie nie opuściło mnie do dzisiaj, kiedy Aniela ma już ponad 4 miesiące, tak to chyba już jest, że matka martwić się będzie o swoje dziecko już zawsze. Oczywiście przez cały ten okres towarzyszą też inne emocje, każdego dnia wydarza się w naszym życiu coś nowego, a ja chciałabym o tym od razu opowiadać. Postanowiłam więc pisać bloga, na którym postaram się zachować nasze wspomnienia. Niech to będzie pamiętnik, który być może pewnego dnia zechce przeczytać moja córka. Jednocześnie, pamiętając czas spędzony przeze mnie na przeszukiwaniu internetu w wielu sprawach związanych z ciążą i macierzyństwem, może pomogę znaleźć komuś odpowiedzi na nurtujące go pytania.